Kamień do wody życia został wrzucony na rynku miasteczka Trebinje w serbskiej części Bośni i Hercegowiny. Wojowie serbscy katują muzułmańskiego kioskarza Harisa, w jego obronie staje serbski żołnierz Marko, za co płaci życiem. Tyle fakt autentyczny, przywołany na początku, dopowiedziany na końcu, ale nie o nim jest ten film. Nie wiemy czy Marko był dobry całe swoje życie, tak jak w tej jednej bohaterskiej chwili. Ale on umiera, oczyszczony. Pozostają ci nie oczyszczeni, których obejmują kręgi rozchodzące się od uderzenia kamienia losu: jego ojciec i dziewczyna, uratowany, przyjaciel lekarz, zbrodniarz, drugi zbrodniarz, jego żona i syn… Można by przypuszczać, że toczyć te kręgi będzie nienawiść, zemsta, destrukcja, strach, pogarda… I tak po części się dzieje, dopadają bohaterów i w Belgradzie, i w Bośni, i na Zachodzie. Jest jednak coś oczyszczającego w tych kręgach, są bolesne, ale nie ostatecznie destrukcyjne. Może takie by były, gdyby na skatowaniu Harisa się skończyło. Tymczasem ofiara Marka pozostawia ślad, nie była całkowicie bezsensowna i na nic, jak początkowo uważał jego ojciec.