Może i scenariusz wydaje się zbyt prosty, pozbawiony tego napięcia, jak choćby w "Casablance", zaś miłość dwojga bohaterów i ich perypetie nie chwytają widza za serce tak, jak wątek miłosny choćby w filmie "Ich noce", ale dzięki Marlene Dietrich jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że jest to jeden z najbardziej niezapomnianych filmów sprzed II wojny światowej. Wszystko w tym filmie wydaje się realistyczne, od scenografii po zachowanie bohaterów, reżyser nie rości sobie pretensji, by idealizować cokolwiek w tym filmie, daleko mu też do rysowania sytuacji społeczno-politycznej, film jest jednowątkowy, ale przez to bardzo wyrazisty i zapada w pamięć. Dietrich w swoim hollywoodzkim debiucie tworzy jedną z najlepszych ról kina przedwojennego, elektryzuje na każdym kroku, jej każde kolejne spojrzenie oddziaływuje na widza z jeszcze większą siłą, a jej daje przepustkę do wielkiego świata filmu. Od tego filmu przyjdzie jej współtworzyć historię kina, którą my teraz możemy oglądać. Wartość "Maroka" jest więc historyczna, zarówno z perspektywy kariery samej aktorki, jak i gatunku melodramatu. Film ma pewne niedociągnięcia, jest dość archaiczny momentami, ale oglądany dziś zachowuje ogólne wrażenie jakby zdołał się oprzeć próbie czasu. No i ta niezapomniana scena pocałunku kobiety przez Dietrich, także scena rozerwania korali czy końcowego biegu przez pustynię tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że miałem do czynienia z filmem znakomitym. 8,5/10.
a moim zdaniem film przeciętny. obejrzałem tylko dla mareny dietrich i tylko dla niej warto to zrobić. w innym razie wyłączyłbym w połowie i zapomniał jak o 3/4 amerykańskich produkcji, które widziałem.
Z Marleną zagrał Cooper jeszcze w 'Pokusie' z 1936 roku, również ciekawy film chociaż w zupełnie innym stylu.