PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=657700}

Ratując pana Banksa

Saving Mr. Banks
7,2 44 283
oceny
7,2 10 1 44283
6,3 23
oceny krytyków
Ratując pana Banksa
powrót do forum filmu Ratując pana Banksa

Nie będzie to recenzja, nie będzie to także (mimo oczywistych skojarzeń w tytule tematu) opinia na temat aktorstwa Hanksa. Jest to raczej zlepek przemyśleń związanych z postacią, w którą wcielił się Tom. Tak, tak- Walt Disney. I tak, chyba będą minimalne spoilery ;)

W paryskim Disneylandzie znajduje się pomnik, upamiętniający-co oczywiste- Walta Disneya. Jednak pomnik ten nie przedstawia samego tylko Disneya. Obok niego stoi niewysoka postać trzymająca Walta za rękę. Patrząc z oddali możesz mieć wrażenie, że obok pana Disneya stoi sobie jakieś małe dziecko. Gdy jednak podchodzisz bliżej, złudzenie znika. Okazuje się, że dziecko to ma nienaturalnie wielką głowę i odstające, okrągłe uszy. Tym dzieckiem jest Myszka Mickey- postać, od której wszystko tak naprawdę się zaczęło. Walt wyciągniętą ręką pokazuje coś swojemu mysiemu przyjacielowi, mówiąc niejako: „Mickey, mój mały, spójrz! Kolejne dzieci przyszły odwiedzić nasz park…”
Pomnik ten w bardzo trafny sposób odwołuje się do tego, co uosabia nie tylko Disneyland ale i sam Disney- odwołuje się do tej części naszego życia, w której świat realny łączy się z tym mniej rzeczywistym, ale równie prawdziwym. Światem, w którym marzenia są od nas na wyciągnięcie ręki ;) I o tym w mniej oczywisty sposób opowiada najnowszy film z udziałem Toma Hanksa.

Bo gdy słyszysz nazwisko „Disney”, jaka myśl jako pierwsza pojawia się w Twojej głowie? Myszka Mickey? Kaczor Donald? Disneyland? Tysiące maskotek, przyborów szkolnych, ubranek, na których widnieją bohaterowie filmów disnejowskich? A może przed Twoimi oczyma widnieje właśnie obraz wielkiej firmy, założonej przed laty przez geniusza? Firmy, która właśnie przejęła Marvela i od kilku miesięcy sprawuje pieczę nad Rycerzami Jedi?

P. L. Travers nie cierpiała wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z Disneyem- nawet Ameryki. Na lotnisku przywitał ją kierowca z planszą „Walt Disney Pictuers Presents” i rysunkiem… Myszki Mickey. W hotelu było jeszcze gorzej- dziesiątki maskotek, z których prawie wszystkie wylądowały w schowku. Prawie wszystkie, bo w sypialni była jeszcze jedna maskotka- gigantyczna Myszka Mickey. Ale ten pluszak wylądował w kącie- przynajmniej do czasu. Gdy maskotki i przysmaki w kształcie… głowy Myszki… tak, wiadomo o kogo chodzi. Gdy nawet przysmaki nie pomogły i nie zmiękczyły twardego serca pisarki, Walt zaproponował jej wycieczkę do Disneylandu, który sam nazwał „najszczęśliwszym miejscem na Ziemi”. Gdy w końcu- po wielu większych i mniejszych wojenkach z twórcami filmu, zdenerwowana i rozczarowana- P. L. Travers powróciła do swego domu w Anglii, zaraz za nią ruszył sam Disney, z jasno sprecyzowanym zamiarem uzyskania praw do „Mary Poppins” i bronią ostateczną- boleśnie prawdziwą ale i nieco optymistyczną historią… swojego życia, którą jak prawdziwy mag, Disney wyczarował, by zdobyć zaufanie i podpis pisarki. Bo Disney w filmie Johna Lee Hancocka, to Disney, który po raz pierwszy w „Ratując pana Banksa” pojawia się… na ekranie telewizora- w towarzystwie Dzwoneczka, przekonując widzów o tym, że nie ma rzeczy niemożliwych, a odrobina wiary potrafi zdziałać cuda. To ten sam Disney, który wierzył, że zdobędzie prawa do książki Travers i który osiągnął swój cel. To w końcu ten Disney, który wiarę w lepsze jutro, za sprawą świata, który stworzył, potrafił zakorzeniać w sercach najtwardszych ludzi- nawet zimnokrwistej pisarki- bo przecież każdy ma taki dzień, że po prostu chciałby się przytulić do gigantycznej Myszki Mickey, prawda?

Dla mnie „Ratując pana Banksa” to film ku czci Walta Disneya. Disneya, na którego zawsze możemy liczyć. Świetnie ukazuje to jedna z ostatnich scen- P. L. Travers na premierze „Mary Poppins”. Disney stoi gdzieś w oddali, udziela wywiadów. Pisarka właśnie wysiadła z limuzyny, rozmawia chwilę z kierowcą, ale przecież nie może z nim iść dalej. Jest samotna, zagubiona. Nagle podchodzi do niej facet w przebraniu Myszki Mickey, podaje jej rękę i razem wchodzą do budynku...
Teraz także, blisko pół wieku po śmierci Walta, możemy na niego liczyć. A dokładniej- możemy liczyć na to, że kiedykolwiek będziemy w potrzebie, któreś z jego dzieci poda nam swoją pomocną dłoń. I choć będzie to tylko pomoc ze świata fantazji, to powiedzmy sobie szczerze- czyż nie lepiej jest iść przez życie w towarzystwie Myszki Mickey? ;)

ocenił(a) film na 8
ed j. rush

Wydaje mi się że Disney jest tu taką dobrą wersją ojca Travers. Jest jej ojcem który pokonał nałóg i zrobi wszystko dla dziecka. Takim który wygrał. Dlatego najpierw go nienawidzi i dlatego później powierza mu swoje "dziecko".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones